top of page
Szukaj

Bądźcie wolni, bądźcie wspaniałomyślni, bądźcie prawdziwi. Z tych trzech kamieni buduje się człowiek

Z okazji zbliżającej się wielkimi krokami dwudziestej rocznicy

odejścia profesora księdza Józefa Tischnera, Gazetka Szkolna

II Liceum Ogólnokształcącego im. K. K. Baczyńskiego

przeprowadziła wywiad z najmłodszym bratem Ś. P. kapłana,

Kazimierzem Tischnerem, prezesem stowarzyszenia ,,Drogami

Tischnera” i opiekunem inicjatywy zakładania szkół pod

patronatem imienia swojego zmarłego brata.


Marta Włodarczyk: Zacznijmy naszą rozmowę od samego początku. Pochodzi Pan z Podhala, a dzieciństwo spędził Pan w Łopusznej. Czy mógłby Pan opowiedzieć o tym coś więcej?

Kazimierz Tischner: Urodziłem się na Podhalu, w Nowym Targu, a wychowałem i mieszkałem w latach dzieciństwa i młodości w Łopusznej. Mieszkaliśmy w szkole, moi rodzice byli nauczycielami, wychowywałem się wśród dzieci góralskich. Do szkoły podstawowej również chodziłem w Łopusznej. W naszej siódmej klasie było wówczas czternastu uczniów, z tego co sobie przypominam osiem dziewczynek i sześciu chłopaków. Uczyła mnie mama, tata i kuzynka. Żeby dotrzeć na lekcje musiałem właściwie przejść przez korytarz. Żyłem sobie wśród tych dzieci i dorastałem. Miałem piękne dzieciństwo. Było to nad Dunajcem. W wieku dwunastu lat chodziłem łowić ryby. Spokojne, miłe, wiejskie dorastanie wśród wiejskich dzieci. Po skończeniu szkoły podstawowej uczyłem się w Liceum w Nowym Targu im. Seweryna Goszczyńskiego. Tę szkołę

wcześniej kończył średni brat Marian i najstarszy właśnie Józio, te nasze drogi szły również przez liceum Goszczyńskiego.


MW: Jak wyglądało wasze życie rodzinne? Jakim dzieckiem był pański brat?

KT: Między mną a bratem było piętnaście lat różnicy. Dzisiaj, obserwując jak to wszystko wygląda, dostrzegam, że kiedyś wpajano szacunek do rodziców i osób starszych. Można powiedzieć, że tę miłość rodzinną wyssaliśmy z mlekiem matki i do dzisiaj można zaobserwować, że jak jestem z młodzieżą czy ze starszymi mocno podkreślam słowo mój, moja, moje czyli mój dom, moja rodzina, mój brat, moja mama, mój tata, mój kolega. Do tych słów podchodziło się z wielką miłością i szacunkiem. Dzisiaj zapominamy o tych słowach, a to jest tak istotne, żeby jeden do drugiego podchodził z miłością. Pamiętam, że zawsze czekałem aż mój brat przyjedzie z studiów. Kiedyś ktoś się mnie zapytał, czy pamiętam jakieś wyjątkowe wydarzenie związane z moim bratem. Opowiadam wtedy historię, kiedy miałem z sześć, siedem lat. Był wieczór. Zostałem wtedy skarcony przez rodziców, płakałem.. Wtedy Józio wziął mnie na ręce, wyszliśmy na pole, pokazywał mi Wielki Wóz, Mały Wóz… Tak go właśnie zapamiętałem. To było niesamowite. Gdy byłem trochę starszy, mój brat dał mi książkę ,,Na Skalnym Podhalu” autorstwa Przerwy- Tetmajera, żebym uczył się gwary góralskiej. Początkowo nie podchodziłem do tego z entuzjazmem, ale teraz wiem, po co on mi ją dał. Mówię gwarą i to jest piękne, że on już wtedy wiedział, że to mi się kiedyś przyda. Józio organizował nam również różne zawody i zabawy. Przypominam sobie, jak w zimie, po sumie, gdzieś koło 12:00, około dwudziestu dzieci szło na narty pod Turbacz. Nie było wtedy wyciągu. Były tylko kijki, narty i świeczka woskowa, którą smarowało się narty, żeby szybciej się zjeżdżało. On pokazywał nam (młodzieży), jak mamy żyć. Można powiedzieć, że dzisiaj zbieram owoce jego nauki.


MW: Jak zareagował Pan oraz rodzina na zamiary pańskiego brata odnośnie wstąpienia do seminarium?

KT: Ja wtedy nie mogłem zareagować, bo byłem małym dzieckiem i nie za bardzo mnie to

obchodziło. Natomiast z opowiadań wiem, że mój ojciec zareagował dość ostro. Były to czasy stalinowskie, przecież ich mogli zwolnić. Mój ojciec przeprowadził z Józiem taką mocną rozmowę i dał mu taki warunek, że zgodzi się na teologię, ale pod warunkiem, że najpierw zda egzamin na prawo, tak więc mój brat poszedł zdawać. Za pierwszym razem się nie dostał, ale to już inna historia… Za drugim razem sprawdzali jego wypracowanie, napisał wszystko na bardzo dobrze. Studiował przez pewien czas prawo, ale potem opowiadał, że szedł kiedyś z kolegą, pomylił sobie bramy, dostał się do seminarium i postanowił tam zostać…


MW: Jak Pan myśli, co skłoniło go do takiej decyzji?

KT: No cóż, można by powiedzieć, że już w liceum, w pamiętnikach pisze, że wielu kolegów, którzy poszli na teologię, nie mieli powołania, czekali na to, aż je poczują. Józef po prostu miał powołanie. I wielu jego kolegów wstępowało do seminarium, bo może rodzice im kazali, może dlatego, że ich dziewczyna rzuciła, natomiast on czekał, aż wybierze go Bóg, żeby za nim poszedł. Potem pisał, że jeśli będzie miał jakieś słabości, to będzie się modlił. Zdecydował, że jego drogą będzie teologia, a potem cały czas tylko nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Potem był na różnych parafiach, między innymi w Chrzanowie i Krakowie. Był księdzem stworzonym dla ludzi, dla każdego: dzieci, dorosłych, górali, profesorów. Dla każdego, który z szacunkiem podchodził do Kościoła. Można powiedzieć: prawdziwy ksiądz, stworzony dla człowieka. Widzę dopiero teraz, kim był: filozofem, księdzem, góralem… Czasem myślę, że mogłem jeszcze więcej skorzystać, ale i tak bardzo dużo mi zostawił. Moja mama później była szczęśliwa, tata zresztą też, jak został księdzem, bo był to ksiądz z powołania.


MW: Pański brat przyjął święcenia kapłańskie i tak jak Pan już wspomniał, mówił on o sobie, że w pierwszej kolejności jest człowiekiem, potem filozofem, a na końcu kapłanem, ale mimo tego można powiedzieć, że wiara wpłynęła na jego twórczość.

KT: Oczywiście, że tak! Na jego prace wpłynęli też górale, z którymi bezpośrednio się kontaktował, jego uczniowie z liceum w Chrzanowie czy Krakowie. Wpływała również młodzież. Po prostu miał on bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, bo jak już zostało to powiedziane, był przede wszystkim człowiekiem.


MW: Zbliża się okrągła 20. rocznica odejścia pańskiego brata. W jaki sposób mają Państwo zamiar uczcić ten okres?

KT: Jestem prezesem stowarzyszenia ,,Drogami Tischnera” jednocześnie obwołanym ojcem

rodziny szkół Tischnerowskich, dlatego sprawuję pieczę nad różnymi programami. Można

powiedzieć, że im dłużej Józia nie ma, tym jest go więcej. Zanim opowiem, co będziemy

organizować, chcę powiedzieć, co on napisał na kartce parę miesięcy przed odejściem. Napisał między innymi: ,,Docenicie mnie po śmierci, zobaczycie, ile kłopotu wam narobiłem”. To słowo, ,,kłopot” znaczy zupełnie cos innego. Obecnie pod opieka mam ponad trzydzieści szkół tischnerowskich, ale przejdźmy do konkretów. Już w styczniu mam spotkanie dla nauczycieli i wychowawców w Łopusznej. W maju chcemy zrobić z teatrem Witkacego projekt, którego tytuł roboczy brzmi: ,,Tischner Teraz’’ i wiem, że jednym z punktów będzie występ grupy teatralnej ,,nowe” z waszej szkoły. Niestety nie byłem na tej sztuce, bo nie dałem rady być w Chrzanowie, ale wiem, że był on super, dlatego chcemy go przedstawić w Zakopanem. Potem szykuję coś w Gdańsku. Można powiedzieć, że to drzewo z biegiem lat daje coraz więcej dobrych owoców, a tym drzewem jest mój świętej pamięci brat. Tam, na cmentarzu w Łopusznej leży tylko ciało, ale duch Józia jest ciągle przy mnie, opiekuje się nami i można to odczuć. Te nasze spotkania przybliżają ludzi, jeden do drugiego i tak jak kiedyś tworzyliśmy rodzinę szkół tischnerowskich, tak teraz możemy tworzyć rodzinę przyjaciół, znajomych księdza Tischnera. Między nami jest duch Józefa, który głosił miłość, wolność, nadzieję i powtarzał cały czas: ,,Bądźcie wolni, bądźcie wspaniałomyślni, bądźcie prawdziwi. Z tych trzech kamieni buduje się człowiek.” Mamy stowarzyszenie ,,Drogami Tischnera’’… Nie jedną drogą, lecz drogami. Ja idę jedną, ty druga, a ktoś inny jeszcze inną, ale wszyscy mamy jeden wspólny cel, coś co nas łączy i to jest wspaniałe.


MW: Pana brat był bardzo wartościowym człowiekiem, czy mógłby Pan przybliżyć, na czym

polegała jego działalność na Podhalu?

KT: Msze, homilie, uczestnictwo w spotkaniach, opłatek, ale takim rodzynkiem były msze pod Turbaczem w czasie stanu wojennego, gdzie tysiące ludzi przyjeżdżało posłuchać przekazu, takiego rodzinnego, wspaniałej osoby, która była bliżej Boga. Wtedy wszyscy byliśmy bliżej Wszechmogącego, bo byliśmy w górach. Tam była prawdziwa Polska. Z powodu stanu wojennego górnicy, stoczniowcy, hutnicy podnosili ręce w górę z palcami w literę ,,V”. To było piękne. Teraz widzę, że to, co robię jest wartościowe i dalej powinienem to robić, nawet, jak zdarzają się nieprzyjemności, ale on wynikają z zazdrości lub niewiedzy.


MW: Jak wyglądały ostatnie lata życia pańskiego brata?

KT: Cierpiał jak święty Jan Paweł II. Cierpieli tak, jak żyli, czyli z radością, jeżeli tak można

powiedzieć o cierpieniu i odchodzili też z radością. Szkoda, że tak wcześnie, ale zostawili po sobie to, co powinni pozostawić, a dla mnie, jak i dla najbliższych, to on jeszcze nie odszedł, on dla mnie jest.


MW: Sławne słowa księdza Tischnera, które napisał do Pana: ,,Weź Ty ten strój góralski i kontynuuj to, co ja robiłem,,. W jaki sposób propaguje Pan twórczości i filozofię brata.

KT: Powiem tak: Od filozofii są filozofowie, od mszy są księża, natomiast od relacji rodzinnych jestem ja. On, dając mi tę książkę, o której wcześniej wspomniałem, wyczuł, że mogę stworzyć coś innego i stworzyłem, a nawet teraz tworzymy tę rodzinę szkół i to jest wspaniałe. Te nasze spotkania nauczycieli, dyrektorów, uczniów z różnych okazji

i konkursów. Józio kiedyś mi powiedział: ,,Jeśli uważasz, że robisz coś dobrze, to rób tak dalej.” Ja nie wchodzę w filozofię, od tego jest ktoś inny, nie wchodzę do ołtarza, do konfesjonału. Ja za pomocą Was – uczniów, nauczycieli, dyrektorów czy przyjaciół księdza Tischnera staram się tworzyć wspólnotę ludzi, której celem jest wzajemna miłość i szacunek. Podobno to wychodzi, bo nawet nasza rozmowa to owoc tego, co robimy wspólnie.


MW: Czy chciałby Pan coś przekazać czytelnikom naszej gazetki?

KT: Bądźcie wolni, bądźcie wspaniałomyślni, bądźcie prawdziwi. Z tych trzech kamieni buduje się człowiek, nie zakładajcie nigdy masek na swoje twarze.


MW: Nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować Panu za poświęcony czas i rozmowę.

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Maturę zdać

Uczennica II LO - Maturę zdać Jest taki egzamin, niby dojrzałości. On otwiera drogę do cudnej przyszłości. Wszyscy się stresują, włos prawie siwieje, A egzaminator po cichu się śmieje. Więc w

bottom of page